EVERGLOW
Ludzie mówią, że muzyka potrafi odpowiedzieć na wiele pytań, poprowadzić ścieżką przez życie, wskazać właściwą drogę. Kiedyś – lata temu, kiedy zmarszczki jeszcze nie znaczyły mojej twarzy, a wizja codzienności wypełnionej obowiązkami małżonka, ojca i pracownika była zaledwie spojrzeniem w przyszłość – muzyka faktycznie zdawała się być dla mnie najważniejszą prawdą, ale nieco dziecinną, naiwną. Minęły lata, ja z pewnością dojrzałem i obecnie dostrzegam w niej element mnie, którego nie potrafię odrzucić, który doskonale mnie odzwierciedla, kształtuje. I muzyka Coldplay jest właśnie najsilniejszym pierwiastkiem mnie, ukojeniem, zrozumieniem prawd, ale i natchnieniem.
Klei umysł z sercem, tworzy perfekcyjny w swoim poetyckim istnieniu twór. Z niego zaś powstają opowieści… A fragment jednej z nich chciałbym dać Wam poniżej. Kiedy pisałem nowelę „Serce na niebie”, z której pochodzi cytat, początkowo miałem kłopoty z dopasowaniem akcji do atmosfery miasta, świata przedstawionego. Jednakże w uszach grały piosenki Coldplay i… jeju, trochę to naiwne, ale prawdziwe… właśnie one nadały kształt całości. Nakreśliły szkic, a ja wypełniłem go magią opowieści.
Czy to efekt natchnienia? Chyba tak… Rzućcie okiem.

Obiecali sobie, że będą razem. Tego był pewien. Siedząc na balkonie, po jakiejś imprezie, kiedy oboje mieli delikatny szum w głowie, a lekkość na języku, mówili o tak wielu rzeczach. Śmiali się z tego, że pod gwiazdami, które zerkały na nich z góry wyglądali jak tandetni kochankowie z polskiej komedii romantycznej. Nie przeszkadzało im to jednak. Było odpowiednie. Wtedy też, patrząc na ogniki gwiazd (dostrzegając kropki, które po połączeniu mogły stworzyć kształt serca), powiedzieli sobie, że będą razem.
Obiecali to.
– Karolina…
Melodia grała w jego głowie. A z tyłu głowy słyszał delikatny śpiew.
Obrócił się i zza zasłony łez, które pojawiły się jak samodzielne istoty, ujrzał Dziewczynę z Tatuażem Latarni Morskiej – jego własną wróżkę, jego anioła, który pojawiał się zawsze, gdy w jego sercu pojawiał się ogień. Stała za nim, potem zaś powoli kucnęła, bardzo blisko, otaczając go swym ciepłem.
– Opowiesz mi o tym, prawda? – spytała.
Westchnął i zaczął mówić.
– My się naprawdę kochaliśmy. To takie kijowe, bo jakby z serialu, ale to prawda. Wynajmowaliśmy mieszkanie. W sumie nadal tak jest, ale to teraz ja w nim siedzę. Nieważne. Długo byliśmy ze sobą. Na tyle, żeby się poznać, nauczyć się swoich wymysłów, jakichś schiz, czegokolwiek. Karolina nie znosiła wróbli. Mówiła, że są wredne, ciągle ćwierkają i wszędzie ich pełno. Takie coś. To chyba znaczyło, że sobie ufaliśmy, bo wiedziałem o jej rodzinie, ona o mojej. Ale nie o to chodzi, nie? Mówiłem, że była dla mnie niebem pełnym gwiazd, wiesz, jak z piosenki, głupie, nie?
Robert siedział przy grobie Karoliny, opierając na nim swój łokieć. Dziewczyna zaś kucała przed nim z kolanami złączonymi, obejmowała je ramionami. Wsłuchiwała się w Roberta. Nie reagowała. Czekała na jego słowa.
– Długo byliśmy razem. Parę lat, wiesz? Prawie trzy. To długo dla takich młodzików, jak my. I czułem, ona też, że to nie skończy się. Że będziemy dalej tak razem. Ale wieczorem była u kumpeli we wsi za miastem. Zaraz pierwsza wieś. W Krzyworzece. Parę kilometrów. Ale ty pewnie wiesz. Szła na przystanek, żeby złapać ostatni autobus. Miałem wyjść po nią na przystanek. Jak wyszedłem, jej nie było. A dzwoniła parę chwil wcześniej, że wychodzi już od kumpeli. Fajnie. Nie przyjechała. Myślałem, że może zagadały się i jakoś załatwi sobie podwózkę przez znajomego albo co. Zadzwoniłem do niej. Nie odbierała. Czekałem. Czekałem. Miała na sobie wtedy koszulkę, którą sobie sama zrobiła. Z tytułem piosenki. Everglow. Nuciłem sobie ją, bo w sumie ją lubię.
– The say people come, they say people go, this particular diamond was extra special – głos Dziewczyny z Tatuażem był niczym echo w lesie. Wypowiedziała tekst piosenki, a Robert jęknął i zapomniał o lęku. Znów pojawiły się najczystsze łzy.
– Jezu, tak. Czekałem – łkał. – Nie przyjechała. Usłyszałem karetkę, która ruszyła ze szpitala, a to paręset metrów stąd. Zresztą wiesz, nie? I już wiedziałem, że to musiało coś się stać. Stałem na przystanku jak słup i stałem. A potem zaczął dzwonić mój telefon. Ale to nie dzwoniła Karolina tylko jej kumpela. Odgłos syreny karetki już zanikł, a gdy odebrałem słyszałem go znowu. Ta dziewczyna nie musiała nic mówić. Ja wiedziałem.
Zamilkł, a w głowie brzmiała melodia.
– Szła na przystanek i jakiś dureń zapierniczał ze stówę swoim syfiastym wozem. Zginęła na miejscu. Od razu. Zgasła. Wszystko to była chwila. Zadziało się w moment, a ja przestałem być tym, kim byłem przedtem.
– Nie dałeś jej odejść – stwierdziła dziewczyna cicho.
Robert nabrał powietrza, lecz nie odpowiedział. Nie musiał. Dziewczyna z Tatuażem zdawała się doskonale znać słowa, które mogły popłynąć z jego ust jako reakcja. Nie potrzebował ich wypowiadać. Kiwnięcie głową wystarczyło.
– Nie umiałem. Nie umiem… Sam nie wiem. Była cała ta procedura. Rodziny, kondolencje, wyrazy współczucia, a im więcej ludzi słyszałem i widywałem, tym bardziej widziałem, że to bez sensu. Karoliny nie było i już. Wycięto ją z obrazu i wyrzucono, bo komuś tam nie spodobał się jej szkic, zarys, coś tam. Potem był pogrzeb, a po nim…
– Nie udało się to, co zamierzałeś, prawda?
Uśmiechała się najcieplej, jak tylko mógł sobie wymarzyć. Nie widział jej tatuażu, lecz był absolutnie pewien, że gdyby tylko na niego spojrzał, dostrzegłby nie tylko falujące morze i zarysy ptasich skrzydeł, poruszających się w górę i w dół. Z pewnością rysunkowe światło latarni morskiej rozbłyskiwało na żółto, prowadząc do celu, do domu. Strach zdawał się ulatywać. Siedział przy grobie Karoliny, dotykał jego płyty, jakby gładził wytęsknione ciało skryte pod kamienną kołdrą. A Dziewczyna z Tatuażem pozwalała mu wyrzucić z siebie słowa-emocje, jakby stanowiła magiczny ekwiwalent psychoanalityka. Marzył o Karolinie, jego sercowej oczywistości, jednakże dziewczyna, z którą rozmawiał była blisko, pozwalała mu pokochać swoją ulotną obecność, swój dotyk, będący jedynie pstryknięciem gwiezdnych palców. Robert był pewien, że Dziewczyna z Tatuażem stanowiła ziemski odpowiednik nieba usianego gwiazdami. Z jasną suknią, z włosami, które były najczarniejsze z czarnych i obecnością, towarzyszącą łzom Roberta. Ona była jego powierniczką, którą mógł pokochać za istnienie, wejście w głąb jego myśli. Za nią również mógł tęsknić, lecz to ciepło bijące od zniczy na grobie Karoliny było prawdziwą tęsknotą.
Oh, when I’m cold, cold
There’s a light that you give me
When I’m in shadow
There’s a feeling you give me, an everglow
Nuciła tę piosenkę, cichutko wyszeptując słowa, a Robert zapomniał o strachu. Liczyła się tylko ta chwila.
Tyle… Żyjcie chwilą i pamiętajcie, że muzyka gra Wam w sercu, umyśle i daje siłę.
Paweł P.