Mój tydzień z Coldplay
MÓJ TYDZIEŃ Z COLDPLAY
(relacja z koncertów w Pradze i Warszawie)
by Anek
Doszłam trochę do siebie po tych dwóch koncertach i chciałam coś napisać… zapisać jakoś to wszystko, co przeżyłam, żeby nie zapomnieć. Więc zacznę może od samego początku…
Kiedy dowiedziałam się, że Coldplay zagra w Pradze, a Polski nie ma w ich harmonogramie to byłam w stanie zrobić wszystko, byle tylko znaleźć się na ich koncercie podczas trasy Mylo Xylotour 2012… Wiele mnie kosztowało to, by Rodzice się zgodzili. Kiedy tylko ruszyła sprzedaż, zamówiłam z tatą dwa bilety Golden Circle. I chyba nigdy nie zapomnę tego dnia… cudownego początku, 15 grudnia! Kiedy już je miałam, odetchnęłam z ulgą i nie wierzyłam w swoje szczęście! Ale najlepszy moment tego dnia miał dopiero nadejść… Stałam na przystanku, kiedy mama do mnie zadzwoniła i powiedziała, że w radiu właśnie powiedzieli, że Coldplay zagrają na Stadionie Narodowym! I znów nie mogłam w to uwierzyć! Przystanek pełen ludzi, a ja rozkleiłam się totalnie i już wiedziałam, że muszę tam być! Dwa koncerty w ciągu trzech dni? Ok! Dla Coldplay wszystko. Oczywiście były różne wątpliwości ze strony Rodziców, że po co na dwa koncerty, ale zapożyczyłam się i bilet do Warszawy też kupiłam! Przecież nie mogłam opuścić takiego wydarzenia! Trzymając w rękach swoje dwa bilety, z niecierpliwością odliczałam dni do koncertu, a kiedy tak sobie czekałam te 9 miesięcy… Z forum Coldplace.eu planowaliśmy ten Wielki Dzień. Zorganizowaliśmy akcję ze specjalnymi forumowymi opaskami, których autorką jest nasza cudowna forumowa Pani grafik – Didi, złożyliśmy się na prezent dla Coldplay, ale o tym później…
Do Pragi przyjechałam z tatą w piątek 14 września, ok. 18. Ogarnęłam się trochę po podróży i ruszyłam na obczajkę stadionu. Kiedy tam dotarłam już sam widok ciężarówek mnie cieszył i powoli docierało do mnie, że to się dzieje naprawdę! :D Obeszłam dookoła stadiom w poszukiwaniu miejsca, z którego byłoby widać scenę, no i udało mi się!
Idąc dalej, natrafiłam na dwóch panów z ekipy, którzy przenosili sprzęty. Razem z tatą zagadaliśmy do nich, czy byłaby możliwość wejścia na stadion i zobaczenia sceny. Jeden z nich zaczął kręcić nosem, że nie można, że Coldplay i tak tutaj nie ma. Ale, tato rzucił hasło, że jestem “crazy fan”, ja zrobiłam maślane oczka i jeden pan zmiękł. :D I mnie wpuścił! Byłam tak podekscytowana, że niewiele pamiętam z tego co zobaczyłam. Trwało to tylko chwilę, nie mogłam zrobić nawet zdjęcia. Była rozłożona tylko główna scena i na płycie było też konfetti.
Sobotę spędziłam na zwiedzaniu Pragi, ale i tak myślałam tylko o koncertach :)
W niedzielę jakoś przed 11 byłam już pod stadionem. Spotkałam tam Asię, Michała i Ewę, potem dołączyła do nas Ola vel. Helmans i Lizak. Od razu chciałabym Wam podziękować za to wspólne czekanie! Za robienie naszej wspaniałej flagi “See you soon in Warsaw”, za malowanie twarzy i rąk, za “SAMOLOT!”. Długo będę to wspominać! :)
Nadeszła w końcu godzina, na którą wszyscy czekaliśmy! Już o 15:30 wszyscy byliśmy zwarci i gotowi do wejścia. Bramki otworzyli trochę wcześniej i zaczęły się przepychanki, ale nie daliśmy się! :) Po drobnym incydencie przy bramkach, kiedy nie chciano mnie i Olę wpuścić z biletem elektronicznym (mimo, że wcześniej cztery osoby weszły bez problemu) i nazwaniu mnie przez ochroniarza idiotką, wzięłyśmy xylobanda i biegłyśmy co sił w nogach! Wpadłyśmy na stadion jak oszalałe, Lizak już trzymała dla nas miejsca przy barierkach. Dotarłyśmy! Wymarzone miejsce i tylko metr dzielił nas od wybiegu. :) I znów kolejne godziny czekania na Coldplay…
Jakoś przetrwałyśmy ponad dwie godziny. W między czasie na scenie pojawił się Phil i ciągle chodził Pan z ekipy vel. Model, co zdecydowanie umilało nam czas oczekiwania.
O 18:30 na scenę wbiegła Charli XCX… I muszę to napisać, ale nudziłyśmy się niesamowicie. Pokazała nam taniec, którego niby nigdy jeszcze nie widzieliśmy… ;) Nie mam pojęcia dlaczego akurat Charli XCX została supportem Coldplay, ale niech będzie.
Troszeczkę nam odbijało od tego czekania, jak widać na powyższym zdjęciu. :P
O 19:15 na scenie pojawiła się Marina and The Diamonds. Zaczęło się robić coraz fajniej, miała o wiele lepsze kontakt z publicznością niż Charli. I zdecydowanie lepiej bawiłyśmy się z Mariną, która dała z siebie wszystko. :)
Koniec występu Mariny… wiadomo było, co za chwilę się stanie… chwila przed wejściem Chłopaków była niesamowicie ekscytująca, na scenie ekipa zapinała wszystko na ostatni guzik przy dźwiękach Hatchback – White Diamond.
I w końcu puścili piosenkę Jay- Z – 99 Problems i tylko nieliczni wiedzieli, że to już za parę minut… jedną z tych nielicznych była Lizak! Nie zapomnę jej wybuchu radości. Zgaszone światła i Back To The Future! Wszystkie oczy zwrócone są na scenę wypatrują Chrisa, Guya, Jonnego i Willa. Piękne przejście przez MX do Hurts Like Heaven i wszyscy szaleją. Ja nadal nie wierzę, że tam jestem To było jak sen. Kilka metrów przede mną biega sobie Chris, a my wymachujemy polską flagą. Już na początku koncertu, chyba na In my place Chris przeczytał tekst na fladze, ale bez reakcji. Emocje podczas koncertu były nieziemskie, nie wiedziałam co się ze mną dzieje i co dzieje się wokół mnie. Co rusz coś nowego! A to konfetti, balony, fajerwerki i świecące xylobandy, które wyglądają przepięknie! Przez cały koncert czułam się jak w transie. Standardowo zagrali 21 piosenek:
1. Mylo Xyloto
2. Hurts Like Heaven
3. In My Place
4. Major Minus
5. Lovers In Japan
6. The Scientist
7. Yellow
8. Violet Hill
9. God Put A Smile Upon Your Face
10. Princess Of China
11. Up In Flames
12. Warning Sign
13. Don’t Let It Break Your Heart
14. Viva La Vida
15. Charlie Brown
16. Paradise
17. Us Against The World
18. Speed Of Sound
19. Clocks
20. Fix You
21. Every Teardrop Is A Waterfall
Każda piosenka to było coś niesamowitego i nie potrafię ubrać w słowa tego, co czułam słuchając ich na żywo, śpiewając wspólnie z Chrisem. The Scientist, od którego wszystko się zaczęło rozwaliło mnie na łopatki, aż łezka się zakręciła w oku i z trudem śpiewałam, bo miałam zaciśnięte gardło. I mogłabym o każdej piosence po kolei napisać, że była wspaniała, że Will tak pięknie śpiewa na Us Against The World, że Jonny miał genialne solówki, że Chris biegał i skakał jak opętany, a Guy miał rozbrajający uśmiech… i widziałam to wszystko na żywo. A na dodatek udało mi się nagrać w miarę dobry filmik z Vivy:
Ale tak naprawdę, najlepsze dopiero miało się wydarzyć… ostatnia piosenka, Every Teardrop Is A Waterfall. Fajerwerki i latający po całej scenie Chris… nie wiem na co patrzeć, więc mój wzrok skierowany jest raz w niebo, raz na scenę, aż tu nagle Chris kilka metrów przede mną, Olą i Lizakiem klęka, odwraca do nas głowę, puszcza oczko i krzyczy w odpowiedzi na naszą flagę: “Ohh yes!”. Skaczemy z radości i chyba nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa jak wtedy! Nie zapomnę tego momentu! (możecie to zobaczyć na filmikach poniżej :) )
1:12
0:38
______________
Kiedy Chłopaki schodzili ze sceny było mi smutno, że to już koniec… ale perspektywa, że za trzy dni znów ich zobaczę, podniosła mnie na duchu! :)
W poniedziałek wieczorem byłam już w domu, szybkie przepakowanie się i o 7:30 wyjazd do Warszawy wspólnie z Agą, Karlosem, Pauliną i jej znajomymi. Podróż trochę się ciągnęła, ale z takim towarzystwem było naprawdę dobrze! ;) Dotarłam do Złotych Tarasów z małą pomocą Benny’ego, a w McDonaldzie, było już pół ekipy z Coldplace! Posiedzieliśmy chwilę, poczekaliśmy na resztę i już wspólnie ruszyliśmy do hostelu. Po zakwaterowaniu się, wybraliśmy się pod Stadion Narodowy, z nadzieją, że uda nam się spotkać Chłopaków, co oczywiście graniczyło z cudem… ale “If you never try, you’ll never know”! ;)
Po kilku rundkach wokół Stadionu większą grupą ruszyliśmy na integrację, a po drodze spotkaliśmy sympatycznego Włocha, Jacoba Massa, który do nas dołączył.
Urwałyśmy się z dziewczynami troszkę wcześniej z integracji, żeby być pełne energii do wstania wcześnie rano i koczowania pod Stadionem.
Nowy dzień, długo wyczekiwany, 19 września! Już przed 7 byłam pod stadionem i wcale nie pierwsza. ;) Może to trochę szalone czekać pod stadionem od samego rana, mając bilet GC EE, ale samo czekanie z ludźmi, którzy kochają ten sam zespół, co ja i doskonale mnie rozumieją jest świetnym dodatkiem!
Już ok. 10 pojawili się sympatyczni ochroniarze, którzy napisali na dłoni numerek. Patent z numerkami bardzo mi się spodobał, bo bez obaw mogłam wyjść z kolejki i wrócić na to samo miejsce. Także na plus. :) Dzień w takim towarzystwie leciał bardzo szybko! Zrobiliśmy kolejną flagę, pomalowaliśmy nasze twarze i dłonie specjalnymi kredkami i byliśmy gotowi do wejścia! Im bliżej 15:30 ptymwięcej ludzi, w sumie było pewnie ok. 200 ludzi z biletami EE.
Równo o 15:30 zaczęli nas wpuszczać. Szło to dosyć sprawnie, mi nawet nie sprawdzili torebki, więc mogłam przenieść dosłownie wszystko! Później kasowanie biletu, dostanie xylobandu i w nogi! Bieg przez cały stadion, ponowne pokazanie biletu przy wejściu do strefy Golden Circle i szybko pod barierki! Nie mogłam uwierzyć, że ponownie stoję w tym samym miejscu, co w Pradze (a może nawet i bliżej…)! Gdzie się nie obejrzałam to znajoma twarz! Nagle zaczęło lać, ale to nam w niczym nie przeszkodziło. Niektórzy mieli płaszcze przeciwdeszczowe, parasolki… ale nie ja. Jakoś trzeba było sobie poradzić, więc w piątkę stałyśmy pod jednym rozłożonym płaszczem. Umiliłyśmy sobie czas pisząc na kartonie tekst dla Chłopaków: “PLEASE, COME BACK SOON”. Na szczęście deszcz przestał padać po jakichś dwóch czy trzech godzinach. O godzinie 19 w końcu zaczęło się coś dziać, na scenę weszła Charlie XCX… zmarznięta i przemoczona publiczność była trudna do rozruszania. Później koncert Mariny And The Diamonds. Widać było, że bardzo jej się spodobała polska publiczność. Przepraszała, że nie potrafi nic powiedzieć po polsku. I najważniejsze, że udało się jej rozgrzać publiczność. I nareszcie godzina 21:00, ostatnie poprawki na scenie i kilka minut później słychać Jaya-Z! 99 Problems, ale nasze problemy poszły w niepamięć. Liczyło się tylko tu i teraz. Back To The Future i widzimy ich! Czwórkę wspaniałych przyjaciół! Wszyscy szaleją, krzyczę w niebogłosy i znów nie wierzę, że tam jestem…
Świecące Xylobandy nadają niesamowitą magię takim chwilom… fajerwerki, migające lasery i już wszyscy wiedzieliśmy, że to będzie niesamowita noc! “Is There Anybody Out There?!” zapytał Chris zaraz po Hurts Like Heaven. In my place, niebo confetti, każdy śpiewał razem z Chrisem, a on sam wyglądał na zachwyconego polską publicznością. Mogliśmy usłyszeć z jego ust cudowne “Dobry wieczór!”, “dziękuję” i zapewnienie, że będzie to najlepszy koncert jaki zagrali na tej trasie! I chyba się nie pomylili!!! Chris zmieniał teksty piosenek wrzucając do nich “Warsaw”, zachęcał do podnoszenia rąk, wspólnego śpiewania. “We need you, we love you”, choć wcale nie musiał, bo każdy śpiewał najgłośniej jak potrafił. Byłam totalnie w innym świecie, o wiele lepszym… Ponownie na The Scientist się wzruszyłam, ale zaraz moje łzy otarło wykonanie Yellow! Piękny wstęp na pianinie i znów przeniosłam się do innej bajki. To wykonanie Yellow na zawsze zostanie w mojej pamięci! Mina Chrisa na widok fanów z żółtymi balonikami i słowa: “I love the baloons!” – bezcenne! Podczas drugiej zwrotki Chris wyszedł na wybieg, a wracając z niego znów zobaczył naszą flagę z Pragi “See you soon in Warsaw” i z rozbrajającym wzrokiem wskazał na nas palcem.
4:19
Ogarnął nas totalny szał! I nie mogłyśmy uwierzyć, że znowu się udało i Chris zwrócił na nas uwagę! Ale to nie był koniec niespodzianek! Coldplay na X-stage podczas Up in Flames… wszyscy z Coldplace już wiedzą co tutaj napiszę… ALBUM! Nasz album na pianinie Chrisa! Nawet o tym nie marzyliśmy… na początku w ogóle go nie zauważyłam, dopiero Ola mnie uświadomiła i byłam po prostu w szoku. Nie mogłam się uspokoić, bo to właśnie na pianinie Chris stawia zdjęcia swojej rodziny, a tego wieczoru postawił album, w którym były nasze zdjęcia i listy z podziękowaniami! Tutaj filmik z tego cudownego momentu.
Gest Chrisa wyrażał więcej niż tysiące podziękowań, całe forum piszczało, a na pewno większości zakręciła się łezka w oku… Najpiękniejsza chwila podczas całego koncertu… naprawdę. Warning Sign wcale nie pomogło mi w uspokojeniu się i nadal płakałam… ze szczęścia oczywiście!
” I don’t wanna stop! I don’t wanna finish! I don’t wanna leave Warsaw!” – tak Chris krzyknął ze sceny podczas Paradise. I jego długie “Dziękuję!” ciągle siedzi mi w głowie i przypominam sobie te cudowne słowa za każdym razem kiedy słyszę Paradise! Wspólne odśpiewanie najgłośniej jak się da ostatniej piosenki, Every Teardrop Is A Waterfall i czułam, że cała publiczność jest jednością, wszyscy przyszliśmy tutaj po to, by przeżyć najpiękniejsze chwile w naszym życiu. Zobaczyć Chrisa tańczącego z biało-czerwoną flagą z namalowanym orzełkiem, podziwiać Willa za wszechstronny talent muzyczny, usłyszeć niesamowite solówki Jonnego i bas Guya. Każdy z nich zostawił swój instrument i poszedł ukłonić się fanom, najpierw osobno, a później razem. Zeszli ze sceny, a ja byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, mimo że to już się skończyło i jak na razie nie zapowiada się na to, żebym miała ich zobaczyć w najbliżej przyszłości… Tyle miesięcy na nich czekałam, a te niecałe dwie godziny minęły jak trzy minuty. To stanowczo za krótko!
Mam też porównanie z Pragą i muszę pochwalić polską publiczność, bo spisała się na medal! Byliśmy głośniejsi niż Czesi, daliśmy z siebie 200%, a Coldplay w Warszawie dali z siebie 1000% i nie zawiedli nas. Zagrali nam wspaniały koncert, którego nie zapomnimy i było widać, że oni też są szczęśliwi z pobytu w Warszawie! Wszyscy byli nami zachwyceni i patrzyli na nas jakbyśmy byli conajmniej ósmym cudem świata. Byliśmy po prostu “fucking amazing!”
Po koncercie forumowa ekipa zebrała się przed Stadionem i okazało się, że pałeczka Willa trafiła w najodpowiedniejsze miejsce – do Champsa! Tina dostała ręcznik Chrisa lub Jonnego, Gusiał i Asia setlistę i plan dnia, z którego dowiedzieliśmy się, w którym hotelu zespół się zatrzymał! Nie mogłam przegapić takiej okazji, więc razem z Olą i Marą ruszyłyśmy pod hotel. Niestety nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał… posiedziałyśmy chwilę, porozmawiałyśmy z taksówkarzami i stwierdziłyśmy, że to bez sensu, że na pewno od razu pojechali na lotnisko i wróciłyśmy do hostelu.
Następnego dnia wracaliśmy już do domów, ale zahaczyliśmy wszyscy jeszcze o Złote Tarasy, pozachwycaliśmy się koncertem, przy okazji kupiliśmy gazety, w których były wzmianki o koncercie Coldplay i nadszedł czas rozstania…
Było mi smutno, że muszę ze wszystkimi już się pożegnać… wsiadłam do autobusu, puściłam nagranie z Openera, patrzyłam na moje xylobandy, forumową opaskę i rozkleiłam się. Zdałam sobie sprawę, że właśnie przeżyłam najpiękniejszy tydzień w moim życiu, poznałam cudownych ludzi, z którymi dzieliłam najlepsze momenty i mimo, że nie znaliśmy się wcześniej osobiście to czułam się z nimi doskonale! Teraz pozostały nam wspomnienia, zdjęcia i nagranie z koncertu, do którego będziemy wracać każdego dnia.
Czas na podziękowania :)
Więc może tak… najpierw podziękuję moim Rodzicom, za to że dali mi możliwość przeżycia tego wszystkiego!
Cris – dziękuję za stworzenie Coldplace!
Helmans, Lizak, Asia, Benny, Pronto, Ania, Alex, Mara, Champs, Tina, Mick, Antek, Bartek, Jan, Kasia, Agata, Kasia, Basiul, Agnes, Wieczors, Lansky, Edi, Paulina, Aga, Karlos i wszyscy inni z Coldplace! DZIĘKUJĘ! Za niesamowitą atmosferę, wspólnie spędzony czas i żałuję, że było go tak mało żeby lepiej Was wszystkich poznać.
Dziękuję również wszystkim tym, którzy zajęli się prezentami!
Jeszcze się spotkamy, bo łączy nas miłość do Coldplay! :)
Zdjęcia są autorstwa: Oli, Asi, Tiny i moje :)