Recenzja Agnieszka Boczek

The sky full of stars in Warsaw
(Niebo pełne gwiazd w Warszawie)

Światła. Muzyka. Kolory….Akcja!
Słowa nie mogą w pełni oddać tego, co wydarzyło się na PGE Narodowym w niedzielny wieczór 18 czerwca. Aby w pełni zrozumieć i odczuć co mam na myśli, trzeba po prostu to przeżyć.
Jest godzina 13:30 i właśnie dotarliśmy na miejsce. Pierwsze co rzuca się w oczy to ludzie…mnóstwo ludzi i kolorów! Świecący brokat na twarzach, barwne banery oraz tęczowe flagi – coś niesamowitego! Pomimo upału wszyscy są uśmiechnięci, pełni radości i entuzjazmu. Myślami każdy z nas jest już tam, w środku.

Photo credit: Adrianna Mielczarek

Czas na otwarcie bram. Moment, gdzie odrobina szaleństwa miesza się z toną ekscytacji i daje mieszankę wybuchową.
Rozpoczyna się bieg pełen euforii. Pierwsza bramka kontrolna, druga, szybko łapiemy opaski i lecimy dalej! Jeszcze moment, dosłownie chwila… i jesteśmy na miejscu.
Stadion powoli się zapełnia i wszyscy z niecierpliwością czekają na rozpoczęcie. Ostatnie przygotowania, xylobands lądują na nadgarstkach, możemy zaczynać.

Photo credit: Agnieszka Boczek

Photo Credit: Agnieszka Wojtkowska

Jako pierwszy wystąpił zespół Lyves. Swoim pięknym melodyjnym głosem Francesca Bergami mogłaby ukoić nawet najbardziej zszargane nerwy. Dodatkowo sprawiała wrażenie bardzo czułej i ciepłej osoby. Występ ogólnie na plus, jednak w moim odczuciu trochę zbyt spokojnie. Chyba sercem byłam już gdzieś indziej.
Potem przyszedł czas na Tove Lo. Wpadająca w ucho mieszanka indie i electropop’u bardziej przypadła mi do gustu. Energiczna frontmanka i żywiołowe rytmy doskonale wprawiały w taneczny nastrój, co tylko spotęgowało uczucie zachwytu związanego z tym, co już za chwilę miało się wydarzyć.
W końcu nadszedł ten tak długo wyczekiwany przez wszystkich moment…
”You ,the people have the power to make this life free and beautiful, to make this life a wonderful adventure”.
Pierwsze dźwięki gitary, taniec świateł i głos Chrisa… serce zaczęło bić szybciej i już w tamtej chwili wiedziałam, że zatraciłam się bezpowrotnie.
Zerkałam na twarze osób bawiących się obok i ,bez dwóch zdań, było widać, że czują dokładnie to samo.
Zespół zaczął utworem „A head full of dreams”, co moim zdaniem było strzałem w dziesiątkę. W setliście nie mogło oczywiście zabraknąć także kultowego już „Yellow” czy też „The Scientist”. Jestem niezmiernie zadowolona z faktu, że można było usłyszeć choćby część każdego z albumów zespołu. Otworzyły się drzwi dla wspomnień powracających w odpowiednich dla siebie momentach.
Bardzo ważnym przeżyciem dla mnie była możliwość usłyszenia „Paradise”. W dużym stopniu utożsamiam się z tym utworem, można wręcz powiedzieć, że dokładnie mnie opisuje. I tu właśnie polały się pierwsze łzy wzruszenia.

Photo credit: Magdalena Kranc

Ku mojemu zdziwieniu rytm zaczął przyspieszać, światła tańczyć coraz szybciej i wtedy zabrzmiały słowa Chrisa: „I wanna dance with you Warsaw!”. Cały tłum zaczął skakać w euforii uwalniając tym samym morze radości, tak zaraźliwe, że nawet największy ponurak nie ustałby w miejscu. Ile ten człowiek ma energii… nie przestaje mnie tym zadziwiać.
Następnie przyszedł czas na „Magic” i „Everglow”. Te tytuły wprost oddawały atmosferę jaka zapanowała na całym stadionie. Chwila wzruszeń i uniesień, okazywania miłości, przepiękna przemowa Chrisa i tysiące światełek – moment tak magiczny i cudowny, że zagościł w naszych sercach i pozostanie tam do końca życia. Ale to jeszcze nie wszystko!
Prawdziwa zabawa rozpoczęła się wraz z utworem „Adventure of a lifetime”. Balony, fajerwerki, confetti – widowisko zapierające dech w piersiach. Ale zaraz zaraz! Co się dzieje? Nagle cały tłum zamienił się… w małpy! Akcja koncertowa okazała się fenomenalnym pomysłem. Została ona oczywiście zauważona przez zespół, a sam Chris nosił nawet przez moment małpią maskę wykonaną przez jedną z fanek.

Photo credit: Autor nieznany

Photo credit: Marta Peplińska

Źródło: http://timeline.coldplay.com/pge-narodowy/

Credit photo: autor nieznany
Koncert niestety powoli dobiegał końca. Zabrzmiały jeszcze ostatnie dźwięki „Something just like this”, „A sky full of stars” oraz „Up&Up”, ten ostatni raz nasze roześmiane twarze zostały oświetlone przez fajerwerki i okryte kolorowym puchem confetti. Gdy muzyka ucichła, zespół stanął na środku sceny, ukłonił się a na ich twarzach pojawiły się ogromne uśmiechy. Udało się! Oni poruszyli nasze serca, my zrobiliśmy to samo. Po czym Chris ułożył naszą flagę na podłodze, pochylił się i pocałował, a w tle rozbrzmiewało śpiewane przez fanów „Viva la vida”, które stało się nie jako koncertowym hymnem. Na naszych twarzach po raz kolejny pojawiły się łzy.

Photo credit: Autor nieznany

Występ jaki dał Coldplay tego wieczoru był niesamowitym przeżyciem. Chwile ogromnej radości i euforii przeplatały się z momentami wzruszenia i łez. Wspaniała gra świateł, mnóstwo kolorów, sztucznych ogni i confetti wywoływały okrzyki zachwytu u każdego fana. Dodajmy do tego poruszające przemowy Chrisa, żarty zespołu oraz ich widoczną więź ze sobą oraz fanami i mamy przepis na niezapomniane widowisko. Coldplay przeniósł nas do innego, magicznego wymiaru pełnego marzeń, nadziei i radości, gdzie każdy z nas chciałby zostać już na zawsze.
Teraz pozostaje uzbroić się w cierpliwość i czekać na kolejny koncert w Polsce. Kto wie, może wydarzy się to szybciej niż się tego spodziewamy?
A tymczasem pora obudzić się z cudownego snu. Powrót do rzeczywistości jeszcze nigdy nie był tak trudny.

 

 

Strona wykorzystuje pliki cookies.

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych. Dzięki nim możemy indywidualnie dostosować stronę do twoich potrzeb. Każdy może zaakceptować pliki cookies albo ma możliwość wyłączenia ich w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje. Dowiedz się więcej jak je wyłączyć.

ok, nie pokazuj tego więcej