Recenzja Weronika Michalska.
Witajcie Kochani!
Z wielką przyjemnością pragnę podzielić się z Wami mojąkoncertową recenzją, z perspektywy fanki Coldplay.
Co prawda u mnie emocje koncertowe już opadły.
Ale spokojnie!
Opadły pod względem tylko tego, że wcześniej nie byłam w stanie się wypowiedzieć na temat koncertu oraz wszystkiego, czego na nim doświadczyłam.
I tego, co przeżyliśmy tak naprawdę My – fani COLDPLAY.
Bo było to tak silnym przeżyciem, że chociaż chciałam siępodzielić wcześniej z Wami swoimi refleksjami.
To nie byłam w stanie..
Na szczęście teraz już mogę się wypowiedzieć
Będzie to coś na miarę recenzji – sprawozdania.
Uwielbiam się rozpisywać, więc zapraszam do czytania
tych, którzy naprawdę są cierpliwi.
Ale nie pogardzę również dociekliwymi osobami.
Tak więc nie przedłużając..
Zapraszam i życzę miłego odbioru! :)
***
Zacznę może od tego, że u mnie z koncertem było dosyć krucho.
A dlaczego?
A choćby z takich względów, że miało mnie na nim nie być.
Bo nie wyszło z pieniędzmi.
Byłam już na to przygotowana szczerze mówiąc..
Ale wiecie co?
*i to dla mnie jest czymś najpiękniejszym chyba*
Że mimo początkowej świadomości tego, że mnie nie będzie na koncercie zespołu mojego życia..
To gdzieś tam w środku czułam, że mimo wszystko jednak będzie inaczej.
***
Rodzinka miała mnie dosyć, bo biadoliłam im w kółko o Warszawie.
A ja obiecałam sobie, że będę walczyć o ten wyjazd do końca.
I kropka.
***
Na początku nie było łatwo.
Dorywcza praca nie wypaliła.
A bilety, które wygrałam w konkursie pewnego festiwalu nie nadawały się do odsprzedaży.
Byłam załamana..
I bezradna.
Przecież za kilka dni miał być koncert, na który tak bardzo czekałam od 5 lat..
A więc to się musi udać.
Nie wiem jakim cudem, ale musi.
Myślałam.
Przepłakałam wiele nocy bez braku jakichkolwiek pomysłów żeby pojechać do Warszawy..
***
I tak dosłownie dzień przed imprezą wyobraźcie sobie, że wchodząc na jedną z grup w których można sprzedać, albo kupić bilety na różne okoliczności w tym oczywiście koncerty..
Znalazłam informację od pewnej osoby, że jednak te festiwalowe bilety można sprzedać!
Ależ byłam wtedy przeszczęśliwa.
Poczułam, że może jednak nie wszystko jest jeszcze stracone.
Że może faktycznie będę na moim ukochanym Coldplay.
Nie traciłam ani przez chwilę nadziei w to, że cuda się naprawdęzdarzają.
Można powiedzieć, że 50% sukcesu już udało mi się osiągnąć. No dobrze, a co z drugim 50% ?
***
I w tym momencie, możecie uznać mnie za wariatkę.
Ponieważ pojechałam krótko mówiąc w ciemno do Warszawy z nadzieją na to, że na miejscu uda mi się bez problemu kupić bilet.
Ale jednocześnie byłam również przygotowana na to, że mogęwrócić do domu z niczym.
Jest ryzyko jest zabawa!
Jak to mówią.
Tylko dla mnie to była wtedy sprawa życia i śmierci.
Wręcz piorytetowa jak możecie się domyśleć.
Bo czekałam na Ten dzień zdecydowanie za długo.
Przejechałam zdecydowanie za daleko (jestem z okolic Żywca)
A więc poświęciłam zbyt wiele, żeby teraz wszystko miało sięzakończyć fiaskiem.
***
Będąc już pod stadionem Narodowym zaczęła się prawdziwa bitwa o bilety.
I nie żartuję.
Przechodząc obok wielu osób, które również chciały kupić bilety okazało się, że ceny przerosły moje oszczędności.
I zamiast cieszyć się z innymi, a raczej szczęśliwcami, którzy czekali już po drugiej stronie magicznej bramy do prawdziwego “Paradise’
Czekałam na Cud.
Naprawdę, tak było.
I słuchajcie..
***
Nie minęło może z 10 minut
Gdy w pewnym momencie zobaczyłam, że jakaś grupka fanek zaczyna krzyczeć na całą Warszawę:
“Halooo! Mamy bilet !!!”
Gdy to tylko usłyszałam w jednej sekundzie podbiegłam do nich z nadzieją, że kupię go za cenę oryginalną, albo przynajmniej odrobinę droższą.
***
W tym momencie zbierałam szczękę z podłogi.
Bo okazało się, że nie dość, że bilety kosztowały 300 zł
To w dodatku była to upragniona PŁYTA !
Nie macie pojęcia jak bardzo nie wierzyłam w to wszystko..
Jak bardzo byłam w szoku, że zaraz wejdę z tymi dziewczynami (chociaż tacy ludzie to Anioły w pewnym sensie.
W dodatku uczciwe anioły. Które nie chcą sobie zarobić jak niektórzy “janusze biznesu”.
Na biednych fanach, którzy oddali by za bilet dosłownie wszystko.
Tylko potrafią zrobić coś znacznie piękniejszego
czytaj. spełniać marzenia polskich Coldplayers)
*Dziewczyny jeżeli to czytacie, to wiedzcie, że jesteście Wielkie* <3
***
I kto mi teraz nie powie, że marzenia się nie spełniają?
Że cuda się nie zdażają?
I może dlatego zapamiętam Ten dzień jako jeden z tych najpiękniejszych w swoim życiu.
Bo miałam cholerne szczęście..
I mówię to szczerze, bez żadnego przechwalania.
Bo tak właśnie było.
***
Napisałam to przede wszystkim dla Was – fanów Najwspanialszego Zespołu Na Świecie. (proszę nie mylić z Ralphem Kamińskim)
Żeby pokazać Wam swoim przykładem – że marzenia się nie spełniają, ale marzenia się spełnia. :))
I że warto o nie zawsze walczyć do końca.
Oraz jak to powiedział Chris Martin:
“DON’T EVER GIVE UP”
Ps. Czy Wy mieliście podobnie?
Chętnie przeczytam Wasze relacje! :)
***
Chwilkę później byłam już w gronie prawdopodobnie najszczęśliwszych ludzi pod słońcem.
***
Kierując się w stronę jednego z wejść do stadionu..
Zachwycałam się różnorodnymi stoiskami z całym merchandise Coldplay.
Czego tam nie było..
Koszulki, płyty, opaski z logiem zespołu na rękę, przypinki (?)
Było tego tak wiele, że nie zdążyłam ogarnąć wzrokiem wszystkich cudowności, które czekały na nowych właścicieli.
Ale Ci co byli, pamiętają na pewno doskonale jedno:
Wysokie ceny.
***
Kolejny raz zbierałam szczękę z podłogi po wejściu na stadion..
Jest tak majestatyczny
Tak piękny i wyniosły
Że mogłabym go podziwiać godzinami.
Niesamowite miejsce na każdy większy koncert.
A co dopiero na artystów formatu światowego i tak obleganego, jakim jest COLDPLAY.
Zajmując miejsce jak najbliżej “wybiegu” Chrisa (chociaż w rzeczywistości zmuszona byłam stać na środku) .
Obserwowałam, że pomimo zmęczenia i duchoty jaka panowała w obiekcie..
I tak uśmiechy z twarzy nikomu nie schodziły.
Doskonale było widać, że wszyscy czekali z wielkim entuzjazmem na główną Gwiazdę wieczoru (chociaż osobiście wolę określenie Artystę) .
Kilka minut później zaczęły się supporty.
Tak się złożyło, że czasowo nie zdążyłam na całość dosyćprzyjemnej dla ucha EPki wrażliwej włoszki, LYVES.
Aczkolwiek z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu,
niż ta cała szwedzka, mainstreamowa, TOVE LO.
Która gdyby tylko mogła, najchętniej zdjęła by wszystko, co miała na sobie i rzuciła w publikę.
Dla większego hałasu i prowokacji oczywiście.
Naprawdę, może i ma głos, ale nie kupuję jej twórczości.
***
U LYVES natomiast, spodobał mi się klimat chwytliwego R&B z domieszką syntezatorów i dodatkowych partii wokalnych w tle.
I słychać, że artystka lubi eksperymentować, że swoją muzykąszukając
nowych brzmień.
Co z pewnością doceni każdy wymagający odbiorca.
***
Nie będę może opisywać całego koncertu, bo każdy przeżył go na swój własny sposób (…)
Raczej wezmę pod uwagę jego najważniejsze momenty.
***
Dodam jeszcze tylko, że w recenzjach koncertowych wspaniałe jest to, że każda jest inna.
Ponadto można dowiedzieć się czegoś
***
Na pewno jednym z tych pierwszych i zabawnych momentów było aż 7 fal meksykańskich na trybunach!
Wyszło Wam to naprawdę świetnie.
Cała płyta była pełna podziwu dla Was.
Good job!
Zdecydowanie idealny sposób na przywitanie zespołu.
***
Pewnie wszyscy z Was mieli nogi z waty, gdy po skończonym głośnym odliczaniu..
3.. 2…1..
Na scenie pojawili się długo oczekiwani nasi przystojni, brytyjscy panowie!
A z głośników można było usłyszeć energiczne
A HEAD FULL OF DREAMS.
Przy którym w momencie charakterystycznego skoku Chrisa w powietrzu pojawiła się wielobarwna tęcza.
Z której sekundę później zaczęło spadać na nasze głowy kolorowe confetti.
To w zupełności wystarczyło już, by fani zaczęli bawić się wspólnie z zespołem na całego!
***
Wspaniałe efekty specjalne.
Sztucznych ogni.
Bądź kolorowe balony przy ADVENTURE OF A LIFE TIME.
Idealnie obrazują, że był to nie tylko koncert, ale wręcz
Show.
I to na najwyższym poziomie.
Nie sposób jest w tym miejscu nie wspomnieć o niezastąpionych xylobandach, które sprawiły, że cały stadion rozbłysnął tysiącami różnobarwnych świateł.
W zależności od danej piosenki.
Sprawiając w efekcie końcowym iluminacyjną interpretację
“WE’LL BE GLOWING
IN THE DARK”
***
Kolejnym niezapomnianym momentem, było z pewnościąwykonanie dwóch pięknych ballad czyli FIX YOU, oraz EVERGLOW.
Przyznaję szczerze, że takiej emocjonalnej miazgi chyba nigdy w życiu na żadnym koncercie nie widziałam i nie przeżyłam.
Widok klęczącego Chrisa.. Który w punkcie kulminacyjnym utworu leżał na scenie, by za chwilę zerwać się z miejsca..
Szybko wstać.
A następnie pobiec w stronę chłopaków.
I w momencie najpiękniejszej, najbardziej ujmującej za serce części utworu..
Czytaj. partii instrumentalnej.
Nagle skoczyć z całej siły najwyżej, jak tylko potrafi..
By cały stadion oszalał z nim na dobre!
No i pozamiatane, dziękuję za uwagę.
***
Wzruszeniom nie było końca również na piosence EVERGLOW.
Którą Martin zagrał na przystrojonym kolorowymi kwiatami pianinie.
A jego wokal sprawiał, że można było się wręcz rozpłynąć..
Z pewnością w tym cudownym momencie każdy z nas miał w sercu swoje osobiste przeżycia i historie.
Związane właśnie z tą koncertową perełką..
Zwłaszcza w trudnych dla ludzkości czasach.
Przez moment zrobiło się smutno, wręcz nostalgicznie.
Ponadto prosił o wzajemne okazywanie sobie uczuć i dobroci.
I w jednej chwili..
Najlepsi przyjaciele po jednej stronie zaczęli się przytulać.
Z drugiej znowu, jakieś pary obdarzać czułymi pocałunkami.
A co było chyba dla niektórych niezapomnianym wydarzeniem w ich życiu –
Doszło do kilku oświadczyn!
I kto mi teraz powie, że muzyka nie łączy ludzi?
C O L D P L A Y – connecting people! ;)
To były naprawdę wyjątkowe, wręcz magiczne chwile…
Które zarówno Wy, jak i ja zapamiętamy na zawsze.
***
Nawiązując do przemówień Chrisa bardzo miłym akcentem było podkreślenie tego, że chłopakom się u nas naprawdę podoba.
Mało tego!
A sam Martin podkreślił, że
czy nam się to podoba czy nie i tak wrócą do Polski z wielkąprzyjemnością. :)
W porządku, chłopaki trzymam za słowo!
Życzył im powodzenia oraz spełnienia marzeń, takich które zostały spełnione w przypadku Coldplay.
A więc światowej kariery!
Był to kolejny piękny gest i ogromna dawka motywacji ze strony brytyjskiego frontmana.
***
Naprawdę czymś wręcz bezcennym od Chrisa, było wyznanie..
Że uwielbia śpiewać razem z fanami podczas koncertów.
Po czym zabrzmiał fragment wykonany accapella, przepięknej ballady THE SCIENTIST, która została uwieczniona i doceniona przez cały zespół na ich Facebookowym profilu!
Spodziewaliście się czegoś takiego?
Bo ja w życiu! :‘)
***
Poza tym byłam w szoku widząc wzruszenie w oczach u perkusisty zespołu, Willa Championa.
To niesamowite widzieć na żywo, że czujemy i przeżywamy w środku dokładnie to samo, co artyści na scenie..
Oraz, że możemy dzielić się dobrą, pozytywną energią ze wzajemnością.
Bo tego wieczoru byliśmy jedną wspaniałą, muzyczną rodziną.
Ponieważ w pełni się zgadzam z opiniami innych fanów.
– Na stadionie panowała taka niesamowita harmonia. Takie wspólne zrozumienie. Uprzejmość.
Wzajemna pomoc.
Oraz ciepła atmosfera.
Jakiej naprawdę nigdzie jeszcze nie widziałam.
Myślę, że to daje dużo do myślenia, prawda?
***
Bo koncert to nie tylko artyści, na których z utęsknieniem czekająfani.
Ale koncert to przede wszystkim LUDZIE.
I dziękuję Wam za to, że potrafiliśmy razem stworzyć na te kilka godzin właśnie nasz własny, Coldplay’owy Paradise.
***
Zastanawiam się tylko dlaczego pomimo prośby zespołu o zainstalowanie aplikacji “HYPNOTISED” utwór nie został w ostateczności zagrany?
Może macie jakieś swoje teorie? (Ale to tak na marginesie)
Lecimy dalej!
***
Podczas ADVENTURE OF A LIFE TIME, polscy fani przygotowali coś naprawdę specjalnego i zabawnego dla zespołu!
A mianowicie postanowili, że w czasie refrenu założą maski, które przypominały małpią głowę.
Akcja okazała się prawdziwym strzałem w dziesiątkę!
A reakcja Chrisa na tą niespodziankę była równie zaskakująca, ponieważ wokalista założył jedną z nich przez chwilę, która spadłana scenę.
Działo się to podczas
Warsaw Request
Czyli utworu, który został zagrany na życzenie fanów.
Tym razem wybór padł na
US AGAINST THE WORLD.
Fani byli zachwyceni.
I chociaż wielu z nas liczyło na pamiętne VIOLET HILL, które zabrzmiało w niemieckim Hannoverze, a więc przed koncertem w Polsce..
Nie powinniśmy narzekać.
Bo każdy z nas na pewno znalazł w całej warszawskiej set liście taki utwór, dzięki któremu czuł się w jakiś sposób koncertowo spełniony.
***
Osobiście brakowało mi LOST!
HURTS LIKE HEAVEN i WARNING SIGN, ale mimo tych drobnych smaczków, cieszę się z ukochanego przez wielu PARADISE, magicznego ALWAYS IN MY HEAD, przy którym latałam z chłopakami po nocnym, rozgwieżdżonym niebie..
Totalny Kosmos!
***
Nie mogę także wyjść z podziwu dla całego zespołu za to, ile SERCA, czasu, pracy oraz poświęcenia wkładają w to, żeby ten cały fenomenalny spektakl wyszedł od początku, aż do końca perfekcyjnie.
***
Tak samo podziwiam kondycję Chrisa, bo ciężko było za nim nadążyć :D
Ileż ten człowiek ma w sobie energii..
Idealnie było to widać podczas szalonych tańców na REMIXIE PARADISE.
Gdzie warszawski stadion przez chwilę zamienił się w jedną wielkąimprezę!
I pomimo mojego niezbyt najlepszego początkowego nastawienia do tego remixu..
Brzmiał on naprawdę świetnie!
A Chris pokazał nam, że potrafi tańczyć.
I nie śmiemy w to wcale wątpić.
Jego tanecznym popisom nie było końca..
Jednak martwiłam się żeby ten uśmiechnięty wariat nie zrobiłjeszcze czegoś sobie
w tym całym koncertowym szaleństwie.
Z nadmiaru wrażeń.
W końcu Chris Martin to istny
człowiek petarda…
Koncert tak samo!
***
Natomiast podczas jednego z tych najpiękniejszych utwór na płycie Ghost Stories – ALWAYS IN MY HEAD
stała się rzecz przedziwna!
Chris w momencie grania przez chłopaków magicznego gitarowego intro podszedł do przodu.
Wyciągnął rękę w publiczność by następnie..
Telefonem pewnej hiszpańskiej fanki nagrać krótki filmik z koncertu.
I teraz wszyscy go szukamy.
Był to cudowny gest ze strony Martina.
Który pokazuje jeszcze bardziej wielki szacunek Brytyjczyków oraz sympatię do polskich fanów.
***
Na koniec koncertu wokalista pocałował polską flagę, która towarzyszyła mu przez cały występ u boku.
Co z pewnością bardzo rozczuliło fanów.
***
Panowie schodząc ze sceny żegnani byli gromkim applausem.
Zmęczeni, ale szczęśliwi.
Jak i my.
***
A wychodząc ze stadionu Narodowego można było jeszcze usłyszeć gdzieniegdzie radosne
VIVA LA VIDA, śpiewane przez fanów, którym ciągle było mało wrażeń!
Powiem więcej..
Niektórzy z nich nawet siedzieli na trybunach w oczekiwaniu na bisy!
Ale zespół nie wrócił już na scenę, bo wszyscy byli przemęczeni..
***
Te dwie godziny minęły nam wszystkim zdecydowanie za szybko..
Dlatego z utęsknieniem i najpiękniejszymi wspomnieniami w głowach pełnych kolorowych marzeń i snów..
Dziękuję jeszcze raz z całego serca
COLDPLAY, oraz Wam wszystkim, którzy przeczytacie tąrecenzję..
Za koncert mojego i Waszego życia !!!
***
Czekamy z niecierpliwością na Wasz powrót do Polski, chłopaki! ..
~ .. by znów rozbłysnąć w ciemnościach… ~
Set Lista z koncertu w Warszawie: http://www.setlist.fm/setlist/
Autorka zdjęcia z Tove Lo:
Magdalena Matracka. ©
Pozostałe zdjęcia: Weronika Michalska. ©
Opracowanie: Weronika Michalska.