Wywiad dla BBC Radio 1 po polsku cz.1
Wywiad został przeprowadzony przez Zane’a Lowe w Kalifornijskiej siedzibie radia BBC.
Specjalnie dla Was przetłumaczyliśmy wywiad. Jak na razie Część pierwsza:
*
Zane Lowe: Dobrze wyglądasz.
Chris Martin: Dziękuję, ty również.
Podoba mi się w Kalifornii, jesteśmy teraz w studio , niedaleko Santa Monica. To ty zaproponowałeś nam to miejsce do nagrania tego wywiadu, to tutaj teraz coś nagrywacie?
Tak, byliśmy tu wczoraj i przedwczoraj. Prawdziwe studio nagraniowe.
Co konkretnie robisz?
Pracuje nad paroma rzeczami.
Jakieś nowości?
Zgadza się.
Ale nie dla Coldplay?
Być może? Czasami po prostu lubię udawać, że jestem Rihanną. Więc przyszedłem tutaj spróbować swoich sił, może napisać coś dla niej.
I przyszedłeś sam? Rihanny nawet nie ma w pobliżu?
Nie, nie ma jej. Podejrzewam, że nawet nie wie, że ja tu jestem. Ta informacja może do niej nigdy nie dotrzeć.
Ludzie często zwracają się do Ciebie w sprawie tekstów i melodii, które miałbyś im napisać lub przy których miałbyś im pomóc? Masz niesamowity talent, a ludzie szukają utalentowanych tekściarzy i muzyków.
Od czasu do czasu… Ale wiesz dlaczego odnoszę się akurat do Rihanny? Dlatego, że jej głos jest perfekcyjny. Zupełnie inny od mojego. Czuje się jakbym już nie był sobą, wychodził z mojego ja, ale nadal robił to co kocham najbardziej.
Zdecydowanie posiadasz tę umiejętność wkładania swoich emocji w muzykę tworzoną dla kogoś innego. Nadal brzmi jak Ty, co zdecydowanie Ci pochlebia, ale czuć tę nutkę fantazji, która wkrada się gdy piszesz dla kogoś innego.
Tak, masz racje. Ale czasami okazuje się, że – tak jak na przykład wczoraj – postanowiliśmy, że utwór pisany dla kogoś, zostawimy dla siebie. Pisanie dla kogoś innego jest poniekąd wybawieniem. Mam szansę patrzeć z innej perspektywy, mogę pisać rzeczy których zapewne sam dla siebie nigdy bym nie napisał, nie ośmieliłbym się ich wypowiedzieć. I tak właśnie zatrzymaliśmy dla siebie “Paradise”. Takie sytuacje zdarzyły nam się już kilka razy wcześniej.
Więc “Paradise” było pisane jako utwór dla kogoś innego a stało się waszą piosenką? Piosenką Coldplay, tak? Pisaliście ją dla Riahnny?
Nie, nie. Ten utwór powstawał jako piosenka dla osoby, która miała wygrać X-Factor. Ale gdy zagrałem ją Willowi (perkusista), ten powiedział, że piosenka zostaje z nami. A jeśli Will coś mówi, w takich sytuacjach słucham go i popieram.
Will wydaje się mieć kilka ról do odegrania w waszym zespole. Jest nie tylko perkustistą ale także kimś kto na swój sposób ulepsza każdy album, każde nagranie. Will ma w sobie tę szczerość, wydaje się być bardzo prostolinijny.
Im więcej mija czasu tym bardziej doceniam chemię, która wytwarza się między nami jako zespołem. Naszą czwórką i Philem (managerem). Okazuje się, że Will jest tą uspokajającą osobą. Gdy myślę o nim mam przed oczami kogoś mocno stąpającego po ziemi. W taki pozytywny sposób. Jak podwaliny, fundamenty. Bez nich wszystko groziłoby zawaleniem. Oczywiście czasami on chciałby pójść w stronę mocniejszych dźwięków w momencie w którym ja wolałbym zostać przy rozmytych ale mimo wszystko – chemia wytwarzająca się między nami jako zespołem, jest tym co trzyma nas razem.
Skoro już rozmawiamy o chemii, dzięki której nadal jesteście zespołem. Jeszcze nie poruszyliśmy tematu Jonny’ego (gitarzysta), jaki jest jego stosunek do wcześniej wspomnianej chemii umacniającej wasze więzi?
Spośród naszej piątki (red: wliczając Phila) to Jonny odgrywa rolę tej słodkiej osoby. On i Phil razem tworzą pewnego rodzaju antidotum, dzięki któremu poziom problemów między resztą członków zespołu, zatrzymuje się w odpowiednim punkcie. Jonny tylko raz, przeze mnie, stracił nad sobą panowanie. Co jest niesamowite i nieprawdopodobne.
Powiesz nam o tym coś więcej?
To był mniej więcej 2004 rok, usłyszałem z jego ust “mam dość Twojego pierdolenia”. Taka sytuacja miała miejsce ten jeden, jedyny raz. Już wtedy, od dłuższego czasu, byliśmy przyjaciółmi, więc i tak wytrzymał długo. Ale on po prostu ma w sobie tę kojącą cechę, która dodatkowo sprawia, że jest jeszcze bardziej wartościowy muzycznie. Bardzo często wybiera takie riffy, na które ja nigdy bym nie wpadł. Nieustannie posiada ten dar wyczuwania jak zagrać utwór by był wyjątkowy. Nierzadko jestem pod jego wrażeniem.
Mam pewne podejrzenia, że każdy gitarzysta mógłby być również świetnym wokalistą. Każdy z nich ma dar wspomagania emocji w utworach. Wiesz o czym mówię? Otulają Cię swoim przekonaniem, pomagają Ci wygrać w tej walce z metrum – “na cztery, na cztery” I utrzymują Cię w nim. To jest niesamowicie ważne, prawda? Czy na tej płycie, o której będziemy rozmawiać za chwilę (Ghost Stories) również słychać jakby Johnny w pewien sposób stawał się całym zespołem? W jakiś sposób otulał melodie, otaczał je swoją osobą?
Sprawiasz, że zaraz się popłaczę. W tej chwili… W tej chwili jesteśmy wszyscy w bardzo bliskich relacjach. Wiem, że to ja jestem frontmanem, tym który pojawia się na okładkach magazynów, udziela wywiadów i tak dalej ale… Ale wszystko co osiągnęliśmy, zawdzięczamy tej relacji jaka istnieje między nami. Żaden z nas nie jest kimś oddzielnym. Tworzymy jedność. Obserwowaliśmy wiele zespołów, które pojawiały się i znikały na horyzoncie przez problemy z komunikacją. Bardzo mocno pracowaliśmy nad tym, żeby umieć się ze sobą porozumiewać w sposób, który pozwalałby każdemu z nas dać z siebie to co w nas najlepsze. Praca nad naszymi relacjami zaczęła się w tym samym momencie w którym zaczęliśmy współpracę z Brianem Eno. To osoba dla której rozumienie i szanowanie chemii istniejącej między nami było bardzo ważne. Raz nawet kazał mi się odizolować od chłopaków na jakiś czas. Żeby dać im czas i miejsce na nich samych. Żeby podnieść ich pewność siebie. Wydaje mi się, że w tamtym czasie mogłem zachowywać się apodyktycznie, jeśli chciałem żeby coś brzmiało tak a nie inaczej mówiłem to głośno i wyraźnie. Brian odsunął mnie na chwilę, żeby chłopaki mieli szansę dokończyć realizację, swoich pomysłów zanim pojawiałem się ja i im przerywałem.
To niesamowite. Mam na myśli, że to musiało być dla Ciebie trudne. Jesteś jedną czwartą zespołu, jednostki i nagle pojawia się Brian Eno i każe Ci się na chwilę wycofać. Dać więcej miejsca pozostałej trójce. Jak się wtedy czułeś?
Szczerze? Nie mogło przytrafić mi się nic lepszego. Po wydaniu naszego trzeciego albumu (X&Y) trochę się pogubiliśmy. Phil na chwilę musiał zniknąć, był chory, a ja… Ja nagle stałem się sławny. Zainteresowały się mną tabloidy i tak dalej. Już po naszej drugiej płycie – A Rush of blood to the head nasze sylwetki pojawiały się wszędzie. To był piękny okres ale przeżywanie go było kompletnym chaosem. Kiedy pojawił się Brian okazało się, że życie nie musi być aż tak pogmatwane. Byłem niesamowicie szczęśliwy, że udało nam się rozpocząć współpracę z kimś kogo mogliśmy traktować jak nauczyciela. Nie byłem świadomy, że po skończeniu college’u nadal możesz się czegoś nauczyć, myślałem, że moja edukacja była już zakończona. Ale wtedy spotkałem Briana i on uświadomił mi, że jest zupełnie inaczej. Od tamtej pory wszystko o co się troszczymy jako zespół to jak i kiedy możemy się nauczyć czegoś nowego. Jak możemy stać się lepsi, jak posunąć się o kolejny krok do przodu. Nie tylko jako muzycy ale również jako ludzie. Więc kiedy pojawił się Brian, moje myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół zdania „dziękuję, że tu jesteś”. Dostrzegliśmy w jego osobie autorytet, który owszem, docenił nasz talent ale również przyszedł i powiedział, że musimy poprzestawiać parę rzeczy żeby wszystko działało lepiej.
To zrozumiałe, że ktoś w Twoim wieku i w tamtym czasie mógł się tak czuć. Przecież czego mogłeś się nauczyć już po tym jak wasz debiutancki album – Parachutes, odniósł sukces a krytycy go doceniali. Tak samo było w przypadku AROBTH… Mam na myśli, że taki ogromny sukces mógł przeszkodzić Ci w utrzymaniu Cię przy ziemi.
Nie zrozum mnie źle… Nie cofnąłbym żadnej swojej decyzji, nie zmienił ani pół rzeczy. Ale mimo wszystko jestem wdzięczny, że w pewnym momencie… Wiesz… My jesteśmy jak każdy inny zespół, wszystkie problemy z jakimi spotykasz się w biografiach innych zespołów – my też je mieliśmy. Zapewniam Cię. Właśnie dlatego, żeby przetrwać kupiliśmy sobie na własność małe studio (The Bakery). Żeby mieć gdzie budować nasze relacje od nowa. Bez zbędnych problemów. Byliśmy pod przewodnictwem Brian’a (Eno), wtedy pojawił się Marcus Dravs, również Phil (Harvey, piąty członek zespołu) powrócił w blasku technikoloru. Od tamtej pory każdy album zbliżał nas do siebie coraz bardziej, a rola każdego z nas w zespole stała się bardziej szanowana przez resztę.
Więc co z Guy’em?
Cóż, Guy jest fanem wysokiej jakości dźwięku… Na przykład, to on zmiksował kawałki na album Ghost Stories w domu. Bardzo dba o szczegóły, więc przez bardzo długi, długi czas błagałem resztę zespołu „Proszę, czy ktoś inny mógłby zacząć piosenkę?”. Bo wiesz, mam dar dany mi od wszechświata czy innej siły wyższej, że pomysły na piosenki przysyłane są do mnie właśnie stamtąd. Wtedy przedstawiam je reszcie zespołu i każdy dorzuca coś od siebie. I od dłuższego czasu mówiłem „Guy, wiem, że czasami piszesz swoją własną muzykę. Czy jest jakakolwiek szansa, że podzieliłbyś się z nami?”, a on odpowiedział „Nie, nie spodoba ci się”. I wtedy, pewnego dnia, bodajże w lutym zeszłego roku, Guy nieśmiało podszedł do mnie, gdy byliśmy w studio i powiedział „Chris, wiesz, nagraliśmy wczoraj kawałek i myślę, że chciałbyś tego posłuchać,”. I to właśnie z tego nagrania powstał początek piosenki Magic, którą ostatnio opublikowaliśmy. Tekst, i zresztą cała reszta, przyszła już sama. Byłem taki wdzięczny i szczęśliwy, ponieważ to właśnie nasza współpraca i wzajemna pomoc były swego rodzaju symbolem albumu jako całości.
To były początki albumu?
Nie, przedtem było wiele piosenek, jednak ta była pierwszą, która sprawiła, że poczułem, że każdy był zaangażowany w tworzenie albumu. Wszyscy wiedzieliśmy, co chcemy osiągnąć, przez co album stał się dość osobisty i „w całości nasz”. Dlatego kiedy chłopaki do mnie przyszli z tym kawałkiem, poczułem „Okay, jesteśmy w tym samym rozdziale”. Ponieważ, gdyby przyszli z propozycją na wielki rockowy album z dziewięciominutową solówką basową…
Pomyślałbyś „Okay, to jednak nie wypali.”
Dokładnie. Ale nie sądzę, by kiedykolwiek podeszliby do mnie z całą piosenką – są na to zbyt nieśmiali. Sam sposób, w który pracujemy, jest dość zabawny. Jestem zawsze niezwykle zaskoczony i ożywiony piosenką, gdy Guy, Jonny i Will po kolei dodają swoje części, ponieważ każda z nich jest bardzo wartościowa i w pewien sposób rozwija utwór. Dlatego też dzielimy się prawami autorskim.
Wspaniały sposób. Dla tych, którzy teraz słuchają: to bardzo ważne by muzycy zarabiali na swojej muzyce. Każdego dnia staje się to coraz trudniejsze, gdyż dla większości ludzi muzyka jest darmowym dobrem. Nie możesz powiedzieć dzieciakowi, by płacił za muzykę – on tego nie zrozumie… Proces dzielenia się prawami do publikacji i sposób, w jaki to robicie może być trudny dla zespołu, musicie zadecydować kto stworzył tekst piosenki, kto dany wers, daną nutę… Ale są zespoły, które jak Coldplay, mają sprawiedliwe podejście.
Mniej więcej dzielimy to tak: czterdzieści, dwadzieścia, dwadzieścia, dwadzieścia. Tak to rozwiązujemy.
To wspaniałe.
Nie wiem czy komukolwiek przedtem o tym mówiłem, ale tak jest. Wszystko inne jest dwadzieścia pięć, dwadzieścia pięć, dwadzieścia pięć…
Porozmawiajmy o tym wspaniałym albumie Ghost Stories, który według mnie jest przywróceniem wszystkiego, o czym do tej pory rozmawialiśmy: o chemii między zespołem, który tak jak ustaliliśmy gromadzi się razem i wspiera się wzajemnie w produkcji albumu. To trochę jak ogniwo spajające Was z Parachutes. Można mieć uczucie, że Ghost Stories to tak jakby rozszerzenie, jednak bardziej nowoczesne. Włączając to, czego nauczyła Cię współpraca z Brian’em, Marcus’em i Jon’em. Kiedy kliknąłem „play” (Always In My Head) miałem wrażenie jakby był to początek podróży, która zaczęła się wraz z Viva La Vida, kiedy Jon Hopkins po raz pierwszy do was dołączył. I wprowadził pewien nastrój. Możesz stworzyć trochę dramatyzmu, nie musisz od razu zacząć grać.
Tak właściwie to nagrał to nasz dźwiękowiec Dan. On tworzy różne dźwięki w stylu synth i czasami, kiedy robię dema przed tym, jak pokażę je reszcie zespołu, on pokazuje mi niektóre swoje i to jest właśnie jeden z nich. Moja córka również trochę śpiewa. To był pewien pomysł na stawienie czoła wyzwaniom życia.
Czy to, co napisałeś było szczere? Czy w ogóle nie spałeś w noc, kiedy ją pisałeś? (odnośnie pierwszych wersów Always In My Head).
Tak. Dość często miewam bezsenne noce. Jak dla mnie, ideą Ghost Stories było zadanie pytania czy pozwalasz zdarzeniom z Twojej przeszłości, Twoim duchom na wywarcie wpływu na Twoją teraźniejszość i przyszłość. Był pewien moment w moim życiu, kiedy miałem wrażenie, że zaciągną mnie one na dno i zrujnują moje życie, a także życie ludzi, którzy mnie otaczają. Miałem szczęście, gdy poznałem pewnego nauczyciela Sufi, który przedstawił mi pewien pogląd – jeśli pogodzisz się ze swoimi doświadczeniami i rzeczami, które cię spotkały, one się przekształcą. W momencie, w którym mi to powiedział nie byłem pewien co to znaczy, ale ufałem, że to pomoże, i gdy coraz więcej się o tym dowiadywałem, tym bardziej muzyka zaczęła na mnie wpływać. Co więcej, wciąż podoba mi się sposób, w jaki wypłynęła większość tekstów znajdujących się na albumie, mimo że były edytowane i doprowadzone do perfekcji.
Mam wrażenie, że usunąłeś się im nieco z drogi. Nie myślałeś „O tym będzie nagranie i tak będzie wyglądać”.
Ten tekst napisałem za pierwszym podejściem.
Do tej piosenki? (Always In My Head)
Pozwól mi przeczytać kawałek tekstu z tej piosenki:
“I think of you
I haven’t slept
I think I do
But I don’t forget
My body moves
Goes where I will
But though I try my heart stays still”
Jak dla mnie, ta piosenka jest o tym, że nieważne jak bardzo starasz się ruszyć do przodu, czasami po prostu się to nie udaje.
Dokładnie.
I na końcu:
„This, I guess, is to tell you you’re chosen out from the rest.”
Dlatego, jeżeli odsłuchałeś cały utwór to wiesz, że ona kompletnie wciąga. Czy kiedy skończyłeś tą piosenkę, od razu wiedziałeś, że będzie ona rozpoczynać cały album?
Tak, z całą pewnością. Ponieważ mam trzydzieści siedem lat, reszta trzydzieści sześć, dlatego lub innego powodu wszystko co dzieje się w życiu i w sposób w jaki postrzegamy świat nie widzimy sensu w nie byciu kompletnie szczerymi. Więc kiedy ta piosenka wyszła pomyślałem „To jest to, to jest jak powiedzenie, no cóż, to nie ma znaczenia”. Wiem, że niektórym ta piosenka się nie spodoba i nigdy nie będę pisał tak dostosowanych tekstów jak Jay-Z lub Morrissey, ale mogę za to śpiewać to o czym naprawdę myślę. Lub po prostu o tym czego się uczę. Albo co czuję, i dlatego naprawdę nie obchodzi mnie co mówią inni o tym albumie, ponieważ taka jest prawda. Wiesz co mam na myśli? To jest tak prawdziwe jak mój nos. Jeśli komuś się on nie spodoba, to cóż mogę zrobić?
*
Przetłumaczyły: Accola i Luna